Po upadku rządu premiera Francji Michela Barniera, pytanie o kryzys we Francji jest istotne – choć dużo ważniejsze wydaje się pytanie o to, czy wpadająca w kłopoty Francja pociągnie za sobą resztę europejskich gospodarek, w tym Niemcy, największego partnera handlowego Polski. Dymisja Barniera wstrząsnęła gabinetami największych spółek na kontynencie.
Po przyjęciu przez parlament Francji wotum nieufności premier Michel Barnier złoży dzisiaj (5.12) dymisję. Rząd zachowa ograniczone kompetencje, by zarządzać sprawami bieżącymi. Złożony przez niego projekt budżetu na 2025 rok zostanie „zamrożony”, tak jak inne projekty złożone w parlamencie.
Bezpośrednim powodem upadku rządu był projekt ustawy o wydatkach na opiekę społeczną – ważny element przyszłorocznych francuskich wydatków. Projekt został przedłożony parlamentowi w wersji kompromisowej, opracowanej przez mieszaną komisję obu izb parlamentu. Jednak, wraz z przyjęciem wniosku o wotum nieufności, nie ma po nim śladu. Cała dyskusja nad przyszłorocznym budżetem jest zamrożona do czasu powołania nowego gabinetu. Parlament Francji nie mógł po prostu skasować projektu budżetu – prace nad nim były zbyt zaawansowane, bo plan przychodów i wydatków V Republiki niewiele wcześniej przyjął francuski Senat.
Zdymisjonowany rząd kieruje sprawami bieżącymi aż do czasu powołania nowego gabinetu. Są to działania zapewniające ciągłość państwa i reagowanie na sprawy pilne. Rząd zajmujący się sprawami bieżącymi nie może jednak podejmować kroków o charakterze politycznym, które tworzyłyby nowe prawa i obowiązki obywateli – to zasada obowiązująca od kilkuset lat.
Następca odchodzącego premiera – ważnego dla francuskiej i europejskiej polityki (był członkiem Komisji Europejskiej, a także negocjatorem UE z Wielką Brytanią w sprawie warunków Brexitu i porządku gospodarczego Europy już po nim) – nie zdążyłby przygotować i uchwalić nowego budżetu. Nawet, gdyby uporał się z tym jego gabinet, dokument nie zostałby przegłosowany przez obie izby parlamentu – po prostu zabraknie na to czasu. Francuskie prawo przewiduje ominięcie klinczu, w jakim mogłoby się znaleźć państwo – ustępujący, albo następny rząd może zwrócić się do Parlamentu z wnioskiem o „upoważnienie do pobierania podatków i otwiera, w drodze dekretu, kredyty będące przedmiotem uchwały parlamentu przyjętej w roku ubiegłym”. Oznacza to de facto i de iure kontynuowanie zapisów z poprzedniego budżetu, albo przyjęcie (choć niepełne) przygotowanego przez poprzedni gabinet.
Francuzi jednak boją się takich protez legislacyjnych, szczególnie że kraj ma ogromne problemy z wysokim deficytem. Prowadzenie państwa w oparciu o rozwiązanie, które zostawia na stole Barnier oznacza wyższe podatki i mniejsze wynagrodzenia w administracji publicznej. Nie tylko to.
Niepewność fiskalna zniechęca do inwestowania nad Loarą, zwalniają również rynki finansowe, choć jeszcze rok temu Paryż zapewniał, że jest w stanie zastąpić w Unii Europejskiej londyńskie City.
Leave a Reply