Burmistrz Santorini, jednego z najpopularniejszych i najbardziej fotogenicznych kurortów Hellady, chce walczyć z nadmierną turystyką, nawet jeżeli będzie to oznaczało braki klientów w firmach prowadzonych przez mieszkańców wyspy. Powód? Liczba turystów przekracza często liczbę samych mieszkańców wyspy i, jak mówi grecka administracja, „trudno nad tym zapanować”.
Burmistrz greckiej wyspy, Nikos Zorzos, planuje w niedalekiej przyszłości zastosowanie środków, mających uregulować liczbę turystów. Jednym z pomysłów, wzorem Wenecji, jest znaczne zwiększenie opłaty za pobyt na wyspie. Obecnie wynosi ona 35 eurocentów, a po zmianach miałoby to być 10 euro. Planowane jest również stworzenie nowych objazdów i parkingów, które odciążą najbardziej popularne miejsca na Santorini.
– Naszym obowiązkiem jest chronienie ziemi przed zniszczeniem jej tożsamości. Wszelkie rozwiązania muszą podążać w kierunku, który pozwoli wyspie na zostanie jednym z najwspanialszych greckich kierunków turystycznych – przekonuje Zorzos. Według badań, bezpieczny limit turystów na dzień wynosi na Santorini osiem tys. osób i do tego chcą dążyć miejscowe władze.
Problem w tym, że w przeciwieństwie do Wenecji, czy hiszpańskich kurortów, mieszkańcy wyspy w ogóle nie zgadzają się z podejściem swojego samorządu i burmistrza. Zwracają uwagę na to, że kiedy z wyspy po południu odpływają statki wycieczkowe wyspiarskie ulice wyludniają się, na czym cierpią ich biznesy. A przecież turystyka to główne źródło dochodów praktycznie każdej rodziny z Santorini. Uważają nawet, że ubiegłoroczny i tegoroczny sezon to najgorsze sezony w turystycznej historii wyspy. Rzeczywiście, miejscowy sektor HoReCa notuje o 30 proc. mniej gości, niż jeszcze w 2022 roku. Problem, jak uważają niezależni specjaliści, dałoby się rozwiązać zmieniając infrastrukturę wyspy i charakter przyjazdów turystycznych.
Leave a Reply